Miasteczko akademickie, w którem spędziłem wymianę studencką, kolorowe płytki, wiecznie zielone wyspy, słodkie babeczki, a może miasto z winem w nazwie? Oto Portugalia i moje TOP10.
Właśnie mija dokładnie rok, odkąd opuściłem Portugalię. Spędziłem w niej prawie pół roku, a więc wystarczająco (przynajmniej dla mnie), aby dobrze się zadomowić. Rzeczywistość, która na początku była mniej lub bardziej podobna do polskiej, z czasem stała się moją codziennością. Uczelnia, zakupy w Pingo Doce (portugalska Biedronka), weekendowe wycieczki, próby mówienia po portugalsku… Nic więc dziwnego, że tęsknię za wieloma rzeczami i gdyby ktoś teraz wręczył mi bilet na zachodni kraniec Europy, nie wahałbym się z powrotem ani chwili. Przedstawiam je poniżej.
1. Coimbra
Przez kilka miesięcy odwiedziłem wiele portugalskich miast, ale Coimbra była tym, które mógłbym nazwać swoim „domem”. To tutaj realizowałem swój uczelniany program wymiany studenckiej, odbywając zajęcia w najstarszym europejskim uniwersytecie, założonym w 1290 roku. Poznałem wiele osób, z którymi do dzisiaj utrzymuję kontakt – Portugalczyków, Polaków, Węgrów i Brazylijczyków. Mówi się, że „uma vez Coimbra, para sempre saudade” (wystarczy raz w Coimbrze, a tęsknota już na zawsze) i cóż mogę powiedzieć więcej – to prawda.
Chociaż kocham minimalizm w architekturze, oszczędność kolorów i proste geometryczne kształty, dla portugalskich kafelków (pt. azulejos) zawsze zrobię wyjątek. Spotkać je można wszędzie – zdobią kościoły, wejścia do budynków, wnętrza domów. Przedstawiają sceny zwycięskich bitew i inne wydarzenia historyczne, postaci religijne lub mitologiczne. Mają nawet swoje muzeum! Portugalia = kafelki. Amen.
W Polsce zamawiając po prostu kawę, dostaniesz czarną americano. W Portugalii będzie to niewielka filiżanka espresso. To wszystko, czego potrzebujesz do szczęścia – no chyba, że zamówisz jeszcze coś słodkiego (a tego w obecnej na każdym rogu pastelarii nie brakuje). I mimo, że nie jestem jakimś wielkim fanem kawy, to kultura jej picia dopadła także mnie i później nie wyobrażałem sobie dnia bez małej aromatycznej filiżanki podwójnego espresso. Czy wspomniałem, że zwykle jej cena nie przekracza jednego euro?
4. Azory
Dużą część mojego pobytu na Erasmusie spędziłem na eksploracji różnych rejonów Portugalii, także tych znajdujących się na oceanie. Do kraju należą dwie wyspy – bardziej znana Madera, jak i oddalone o 1500 kilometrów od lądu Azory. To archipelag dziewięciu wysp wulkanicznych, z których największą jest São Miguel i to właśnie tutaj udało mi się spędzić kilka dni. Tutaj też widziałem najbardziej zielony kolor trawy w życiu, najpiękniejsze krajobrazy i niezliczoną ilość krów, których jest zapewne więcej niż samych mieszkańców wyspy. Na Azorach wołowina jest tańsza od kurczaka. Serio.
5. Belém
Gdy słyszę nazwę Lizbona, na myśl przychodzą mi żółte tramwaje, Alfama, kręte uliczki, azulejos, ale także dzielnica miasta, Belém, którą miałem okazję odwiedzić kilka razy – i za każdym razem jeszcze bardziej się w niej zakochując. Nie wiem, co jest lepsze – spacery wzdłuż Tagu, zwiedzanie muzeum sztuki współczesnej Berardo czy przerwa na kawę w Pasteis de Belém. Myślę, że wszędzie warto tam zajrzeć.
W Warszawie czas rozliczany jest według odjeżdżających co kilka chwil autobusów lub tramwajów. Nie zdążysz – jesteś spóźniony do pracy lub na uczelnię. Wszechobecny pośpiech sprawia, że już nie chodzimy, ale biegamy. Nietrudno o zdenerwowanie na samym początku dnia. Tego raczej nie spotka się w Portugalii – wręcz przeciwnie, wszystko zdaje się posuwać ślimaczym tempem, jeśli zupełnie nie stać w miejscu.
Jeżeli umówimy się na spotkanie o ósmej, lepiej przyjść piętnaście minut później. Albo dwadzieścia. Hydraulik, który zapewniał nas, że przyjdzie jutro, zapewne pojawi się dopiero za tydzień. Warto się do tego przyzwyczaić, bo taki tryb życia oferuje Portugalia. Nieśpieszny, spokojny, bez zmartwień. Bo na co komu stres? Lepiej wybrać się na piknik. Jak my. W listopadzie.
7. Pasteis de nata
Można zamówić jedno do kawy. Za chwilę zamawiasz drugie. Po jakimś czasie okazuje się, że zjadłeś już pięć. Trudno, jakoś zrzuci się te dodatkowe kilogramy. Pasteis de nata, czyli słynne portugalskie babeczki z ciasta francuskiego z budyniowym kremem, posypane cukrem pudrem i cynamonem, najlepiej jeszcze ciepłe – uzależniają. Najlepsze znajdziecie oczywiście w Belém, gdzie się narodziły. Tutaj nazywają się pasteis de Belém. Znalazłem je również w Brazylii, ale umówmy się – to NIESTETY nie było to samo.
8. Wino
Portugalia nie byłaby Portugalią, gdyby nie było w niej wina. A jeżeli wspomnę o słodkim, dwudziestoprocentowym porto, to można nawet rzec, że kraj ma wino wpisane w swoją nazwę. Wino do obiadu, wino na imprezę, wino do rozmów ze znajomymi. Półki wypełnione butelkami rozciągają się przez cały supermarket – ciężko wybrać jedną! Ale nie ma to chyba znaczenia, gdy ich ceny rozpoczynają się już od 1,50 euro…
Jedni ją kochają, inni nienawidzą. Ja zaliczam się do tego pierwszego grona. Francesinha to potrawa nieco osobliwa. Gdzie jeszcze słyszeliście o toście przekładanym kilkoma rodzajami mięsa, z jajkiem sadzonym i roztopionym serem na wierzchu, rozłożonym pośrodku frytek, polanym nieco ostrym, piwnym sosem? No właśnie… Portugalia potrafi być pyszna i dziwna jednocześnie!
10. Porto
Pięć wycieczek nie wystarczyło, bym odkrył powód mojej miłości do tego miasta. Czy to zapach porto dobiegający z sąsiedniej Vila Nova de Gaia, oświetlona Ribeira, ciastka w Cremosi, nocne uliczne imprezy, sylwester pod ratuszem, a może spacery do muzeum Serralves z brazylijskimi znajomymi? Porto ma coś w sobie i jeżeli miałbym wybierać pomiędzy tym miastem, a Lizboną, to chyba oczywiste, co znalazło by się na podium.
Ta strona korzysta z plików cookie. Więcej informacji w polityce prywatności – kliknij tutaj. Akceptuję
Polityka prywatności
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Miasteczko akademickie, w którem spędziłem wymianę studencką, kolorowe płytki, wiecznie zielone wyspy, słodkie babeczki, a może miasto z winem w nazwie? Oto Portugalia i moje TOP10.
Właśnie mija dokładnie rok, odkąd opuściłem Portugalię. Spędziłem w niej prawie pół roku, a więc wystarczająco (przynajmniej dla mnie), aby dobrze się zadomowić. Rzeczywistość, która na początku była mniej lub bardziej podobna do polskiej, z czasem stała się moją codziennością. Uczelnia, zakupy w Pingo Doce (portugalska Biedronka), weekendowe wycieczki, próby mówienia po portugalsku… Nic więc dziwnego, że tęsknię za wieloma rzeczami i gdyby ktoś teraz wręczył mi bilet na zachodni kraniec Europy, nie wahałbym się z powrotem ani chwili. Przedstawiam je poniżej.
1. Coimbra
Przez kilka miesięcy odwiedziłem wiele portugalskich miast, ale Coimbra była tym, które mógłbym nazwać swoim „domem”. To tutaj realizowałem swój uczelniany program wymiany studenckiej, odbywając zajęcia w najstarszym europejskim uniwersytecie, założonym w 1290 roku. Poznałem wiele osób, z którymi do dzisiaj utrzymuję kontakt – Portugalczyków, Polaków, Węgrów i Brazylijczyków. Mówi się, że „uma vez Coimbra, para sempre saudade” (wystarczy raz w Coimbrze, a tęsknota już na zawsze) i cóż mogę powiedzieć więcej – to prawda.
2. Azulejos
Chociaż kocham minimalizm w architekturze, oszczędność kolorów i proste geometryczne kształty, dla portugalskich kafelków (pt. azulejos) zawsze zrobię wyjątek. Spotkać je można wszędzie – zdobią kościoły, wejścia do budynków, wnętrza domów. Przedstawiają sceny zwycięskich bitew i inne wydarzenia historyczne, postaci religijne lub mitologiczne. Mają nawet swoje muzeum! Portugalia = kafelki. Amen.
3. Kawa
W Polsce zamawiając po prostu kawę, dostaniesz czarną americano. W Portugalii będzie to niewielka filiżanka espresso. To wszystko, czego potrzebujesz do szczęścia – no chyba, że zamówisz jeszcze coś słodkiego (a tego w obecnej na każdym rogu pastelarii nie brakuje). I mimo, że nie jestem jakimś wielkim fanem kawy, to kultura jej picia dopadła także mnie i później nie wyobrażałem sobie dnia bez małej aromatycznej filiżanki podwójnego espresso. Czy wspomniałem, że zwykle jej cena nie przekracza jednego euro?
4. Azory
Dużą część mojego pobytu na Erasmusie spędziłem na eksploracji różnych rejonów Portugalii, także tych znajdujących się na oceanie. Do kraju należą dwie wyspy – bardziej znana Madera, jak i oddalone o 1500 kilometrów od lądu Azory. To archipelag dziewięciu wysp wulkanicznych, z których największą jest São Miguel i to właśnie tutaj udało mi się spędzić kilka dni. Tutaj też widziałem najbardziej zielony kolor trawy w życiu, najpiękniejsze krajobrazy i niezliczoną ilość krów, których jest zapewne więcej niż samych mieszkańców wyspy. Na Azorach wołowina jest tańsza od kurczaka. Serio.
5. Belém
Gdy słyszę nazwę Lizbona, na myśl przychodzą mi żółte tramwaje, Alfama, kręte uliczki, azulejos, ale także dzielnica miasta, Belém, którą miałem okazję odwiedzić kilka razy – i za każdym razem jeszcze bardziej się w niej zakochując. Nie wiem, co jest lepsze – spacery wzdłuż Tagu, zwiedzanie muzeum sztuki współczesnej Berardo czy przerwa na kawę w Pasteis de Belém. Myślę, że wszędzie warto tam zajrzeć.
6. Brak pośpiechu
W Warszawie czas rozliczany jest według odjeżdżających co kilka chwil autobusów lub tramwajów. Nie zdążysz – jesteś spóźniony do pracy lub na uczelnię. Wszechobecny pośpiech sprawia, że już nie chodzimy, ale biegamy. Nietrudno o zdenerwowanie na samym początku dnia. Tego raczej nie spotka się w Portugalii – wręcz przeciwnie, wszystko zdaje się posuwać ślimaczym tempem, jeśli zupełnie nie stać w miejscu.
Jeżeli umówimy się na spotkanie o ósmej, lepiej przyjść piętnaście minut później. Albo dwadzieścia. Hydraulik, który zapewniał nas, że przyjdzie jutro, zapewne pojawi się dopiero za tydzień. Warto się do tego przyzwyczaić, bo taki tryb życia oferuje Portugalia. Nieśpieszny, spokojny, bez zmartwień. Bo na co komu stres? Lepiej wybrać się na piknik. Jak my. W listopadzie.
7. Pasteis de nata
Można zamówić jedno do kawy. Za chwilę zamawiasz drugie. Po jakimś czasie okazuje się, że zjadłeś już pięć. Trudno, jakoś zrzuci się te dodatkowe kilogramy. Pasteis de nata, czyli słynne portugalskie babeczki z ciasta francuskiego z budyniowym kremem, posypane cukrem pudrem i cynamonem, najlepiej jeszcze ciepłe – uzależniają. Najlepsze znajdziecie oczywiście w Belém, gdzie się narodziły. Tutaj nazywają się pasteis de Belém. Znalazłem je również w Brazylii, ale umówmy się – to NIESTETY nie było to samo.
8. Wino
Portugalia nie byłaby Portugalią, gdyby nie było w niej wina. A jeżeli wspomnę o słodkim, dwudziestoprocentowym porto, to można nawet rzec, że kraj ma wino wpisane w swoją nazwę. Wino do obiadu, wino na imprezę, wino do rozmów ze znajomymi. Półki wypełnione butelkami rozciągają się przez cały supermarket – ciężko wybrać jedną! Ale nie ma to chyba znaczenia, gdy ich ceny rozpoczynają się już od 1,50 euro…
9. Francesinha
Jedni ją kochają, inni nienawidzą. Ja zaliczam się do tego pierwszego grona. Francesinha to potrawa nieco osobliwa. Gdzie jeszcze słyszeliście o toście przekładanym kilkoma rodzajami mięsa, z jajkiem sadzonym i roztopionym serem na wierzchu, rozłożonym pośrodku frytek, polanym nieco ostrym, piwnym sosem? No właśnie… Portugalia potrafi być pyszna i dziwna jednocześnie!
10. Porto
Pięć wycieczek nie wystarczyło, bym odkrył powód mojej miłości do tego miasta. Czy to zapach porto dobiegający z sąsiedniej Vila Nova de Gaia, oświetlona Ribeira, ciastka w Cremosi, nocne uliczne imprezy, sylwester pod ratuszem, a może spacery do muzeum Serralves z brazylijskimi znajomymi? Porto ma coś w sobie i jeżeli miałbym wybierać pomiędzy tym miastem, a Lizboną, to chyba oczywiste, co znalazło by się na podium.
11. …
(bo zawsze znajdzie się jeszcze kilka powodów, by zatęsknić za Portugalią!)
Udostępnij ten artykuł, aby inni także mogli go przeczytać!