Liczba osób, które decydują się na pracę zdalną (remote work) stale rośnie. I nie ma się temu co dziwić. Przestaliśmy spoglądać na rozkłady autobusów, bo możemy w każdej chwili zamówić Ubera, na talerzu codziennie mamy inną kuchnię świata dzięki dostawie jedzenia, więc i w kwestii pracy chcemy mieć większą swobodę wyboru. Produktywni możemy być tak samo w biurze od 9 do 17, jak i poza tymi godzinami… na drugim końcu świata.
Ponad trzydziestostopniowy upał, zachody słońca na Ipanemie, drinki prosto z kokosa, spacery po mieście w havaiansach, powitanie Nowego Roku w tradycyjnych białych strojach. Mój tygodniowy urlop w Rio de Janeiro był jednym z najlepszych w życiu, ale, jak wszystko co dobre, skończył się szybciej zanim zdążyłem wytrzepać piasek z kąpielówek i trzeba było wracać do pracy. Do Belo Horizonte wracałem nocnym autobusem, który według rozkładu miał dotrzeć do celu o piątej rano, dzięki czemu zyskałbym jeszcze chwilę, by znaleźć mieszkanie pod danym adresem, wpisać hasło do wifi i zacząć pracę.
Miał dotrzeć, bo nie dotarł [tutaj smutne płaczące emoji].
Początki bywają trudne
Żeby naszkicować dramatyzm owej sytuacji, przedstawiam krótką relację:
Poranek, 2 stycznia 2019 roku
Drogi pamiętniczku…
To była najdziwniejsza podróż mojego życia. Trasa, którą tydzień wcześniej pokonaliśmy z Lucasem (mój brazylijski ziomek) w osiem godzin, tym razem wydłużyła się do ponad dwunastu. 440 km i dwanaście godzin! Próbowałem spać, ale budziłem się co jakiś czas, aby sprawdzić postęp podróży. Autobusy w Brazylii zatrzymują się kilka razy na postój w zależności od długości trasy i jest to normalne. Gdy jednak postoje są co pół godziny, zaczyna być to już, mówiąc kulturalnie, lekko irytujące. Po trudach i znojach dojechaliśmy w końcu na dworzec, ale nie o piątej, tylko o jakiejś dziewiątej, więc teoretycznie powinienem być już w pracy od… 3 godzin (dodajmy różnicę czasu). Nie miałem jeszcze brazylijskiej karty SIM, a wi-fi nie chciało się połączyć, więc nie mogłem nawet dać znać, że wszystko jest ok i niedługo wskoczę na Slacka.
Desperacko próbując włączyć internet w telefonie i złapać Ubera jak najszybciej, naciąłem się na ogromne koszty już na samym starcie mojego pierwszego dnia pracy. Jak wiadomo, w Unii Europejskiej mamy gigabajty danych do wykorzystania, a w Brazylii takiego luksusu nie ma. Tym samym 30 sekund połączenia naliczyło mi 300 zł na rachunku. Po fakcie zauważyłem, że istnieje opcja włączenia blokady, aby po 200zł internet się sam wyłączył. No trudno. Płakać będę później.
Miałem tylko 20 reali w gotówce (o ironio), bo przyleciałem z dolarami. To powszechna taktyka, gdy leci się do Brazylii, bo w Polsce dosyć ciężko o wymianę na reale, a Brazylijczycy potrzebują dolarów do Stanów. Żeby było szybciej i bezpieczniej, w Rio brazylijską kartą płacił za mnie Lucas. Wszystkie swoje pieniądze miałem na Revolucie, dopiero później okazało się, że w pewien pokrętny sposób DA SIĘ nim płacić i wypłacać środki bez ogromnych prowizji.
Połaziłem więc trochę po uliczkach w poszukiwaniu kantoru, w międzyczasie poznając już stare miejsca. Z jednej strony była euforia, a jednocześnie w głowie miałem myśl, jak strasznie jestem spóźniony i jak bardzo nikt nic nie wie, co się ze mną dzieje. Nie znalazłem nic w promieniu kilometra.
W końcu zapytałem taksówkarza, czy mnie podwiezie i ile będzie to kosztować. Zaskoczyło mnie, że podał kwotę oscylującą wokół 15 reali (nieco drożej, niż Uber), więc w duchu trzymałem kciuki, że nie będzie więcej. Udało się! Dojechałem, spróbowałem jednego z dziesięciu kluczy, które otrzymałem od mojego znajomego Diogo (złapałem go na kilka godzin przed Rio i przed jego wylotem na wakacje do Europy), w końcu klamka zadziałała i po szybkiej lokalizacji mojego pokoju włączyłem komputer, wpisałem kod wifi i podłączyłem się do gry. Uff… 50 wiadomości od każdego, ale w końcu mogłem dać znać, że nikt mnie jeszcze nie zabił.
Czy w Brazylii da się pracować zdalnie?
Odpowiedź z tytułu artykułu podam wam już teraz (zwłaszcza dla tych, którzy tutaj przestaną czytać): TAK, jest to możliwe! Moja wiedza ogranicza się jednak tylko do kilku stanów w Brazylii, bo jak podkreślam na każdym kroku, nie byłem jeszcze wszędzie i pracowałem głównie z dużych miast. Sytuacja może być więc nieco inna na północy bądź południu kraju (ale załóżmy, że jest podobnie).
Musimy na początku określić, jakie miejsce pracy rozumiemy pod pojęciem pracy zdalnej w Brazylii – czy jest to dom, przestrzeń coworkingowa, czy może kawiarnia albo plaża. Opiszę każde z tych miejsc (oprócz plaży), bo wszędzie pracowałem, co pozwoliło mi na zweryfikowanie, która opcja jest dla mnie najlepsza (oczywiście możecie mieć inną opinię).
Porada nr 1: do pracy zdalnej trzeba się przygotować.
Przed decyzją podjęciu pracy zdalnej należy zapytać siebie, czy to w ogóle jest dla nas. Należy zastanowić się i wypisać wszystkie pozytywne i negatywne strony takiej przygody. Następnie spojrzeć na siebie i cechy charakteru. Praca zdalna będzie łatwa dla osób, które są bardzo zorganizowane, mają rozwinięte zdolności komunikacji (to istotny czynnik), mają w sobie trochę empatii, świetnie radzą sobie z zarządzaniem czasem i zadaniami, a także które same potrafią się motywować, dodawać sobie otuchy w ciężkich momentach, nie potrzebują nikogo do kontroli pracy. Każdą z cech trzeba pomnożyć dwukrotnie, bo praca zdalna wymaga tych zdolności w nadmiarze.
Warto zastanowić się nad naszą pozycją. Jeżeli pracujemy samodzielnie lub jako specjaliści, będzie nam łatwiej wykonywać pracę i od czasu do czasu kontaktować się z teamem, aby być na bieżąco i aktualizować progres pracy. Jeżeli natomiast mamy pozycję managera, który zarządza pracą innych, daje dużo feedbacku, kontroluje procesy – będzie trochę trudniej. Nie wspominam tutaj o osobach posiadających taką pracę, która zupełnie wyklucza wyjazd. Ja przed wyjazdem musiałem się upewnić, że nie pojawią się żadne dodatkowe projekty jak pomoc przy sesji zdjęciowej lub nagrywanie materiałów wideo, które, jak sami się domyślacie, ciężko jest wykonać na odległość.
Ostatnią kwestią są pieniądze. Zawsze mogą pojawić się jakieś nieoczekiwane wydatki np. będziemy musieli zapłacić za internet w kawiarni, miejsce w coworkingu, dojazdy do tego miejsca, itd. Nie możemy pozwolić sobie na absencję w pracy, ponieważ skończyły nam się pieniądze. Decydując się na wyjazd, informujemy wszystkich, że nasz wyjazd nie wpłynie na jakość dostarczanych rezultatów. Po prostu. Za wszystko odpowiadamy sami.
Home office, czyli witaj łóżeczko
Pierwsze dni przepracowałem z domu, ponieważ musiałem się przystosować do nowej sytuacji. Nie była to moja pierwsza wizyta w Brazylii i nie pierwsza w Belo Horizonte, więc miałem dużo łatwiej. Znałem język, miasto, mentalność kulturową – podstawy, które wielu osobom na początku mogą sprawiać problemy w aklimatyzacji. Doświadczyłem jednak jet laga oraz kłopotów z pracą zdalną samą w sobie, bo wcześniej miałem niewielkie doświadczenie w tej kwestii.
W zależności od tygodnia pracowałem w domu od jednego do kilku dni – zwłaszcza wtedy, gdy miałem dużo spotkań i nie chciałem, by czyjekolwiek gadanie mi przeszkadzało. Byłem sam, bo dwójka moich współlokatorów pracowała poza domem. Miałem ciszę i spokój, ale domowa atmosfera mało kojarzyła mi się z pracą, a włączała za to prokrastynację, więc chciałem być wokół innych pracujących ludzi, aby mnie to zmotywowało do działania. Z domu nie pracowałem też nigdy w środę, bo w środę przychodziła sprzątaczka. I tak, serio, był to problem, bo biegała z odkurzaczem, zagadywała mnie plotkami i nie było to komfortowe.
O problemach pracy w domu (zwłaszcza w świetle aktualnej sytuacji) świetnie pisze Piotr Stankiewicz w swoim artykule.
Coworking space po brazylijsku
Brazylia dopiero teraz obudziła się i odkryła, że praca zdalna to przyszłość, że wiele osób podróżuje, jednocześnie pracując lub po prostu preferuje pracować na odległość, bo to zwiększa ich produktywność. W związku z tym pojawia się więcej przestrzeni coworkingowych. Jedne lepsze, drugie gorsze (w klasycznym, nie hipsterskim klimacie – coś à la sala informatyczna w podstawówce).
Niedługo przed wylotem odkryłem, że w Belo Horizonte otworzył się WeWork. To największa firma oferująca przestrzeń coworkingową, istniejąca w wielu krajach na całym świecie, oferująca wysoki standard usług, a także społeczność, dzięki czemu nawet pracując zdalnie, możemy poznawać innych ludzi, brać udział w wydarzeniach i rozwijać się w różnych kierunkach. WeWork istnieje już także w Polsce.
Dzięki uprzejmości mojej firmy, codziennie mogłem pracować właśnie z tego miejsca. To pozwoliło mi poczuć normalny tryb dnia – wstawałem wcześnie rano, ubierałem się w coś innego niż piżama, szedłem 20 minut spacerkiem, łapiąc po drodze świeżo wyciskany sok, co idealnie mnie obudziło. WeWork zapewniał superpołączenie internetowe, millenialsowy wystrój i atmosferę, kawę, herbatę, wodę owocową, a nawet piwo, co jest rzeczą równie kuszącą, jak i niebezpieczną 🙂
Gdy poleciałem do São Paulo na weekend, mogłem zostać parę dni dłużej i pracować także stamtąd. Wszystko dzięki temu, że karta WeWork działa w taki sposób, że mogę przez kilka dni w miesiącu pracować z innego miejsca należącego do tej sieci. A WeWork w São Paulo był atrakcją samą w sobie – to pierwszy i największy coworking space w całej Ameryce Południowej.
Jeżeli czytaliście moje poprzednie wpisy lub podróżowaliście do Brazylii, wiecie, jak tam jest z klimatyzacją. Jest niesamowicie zimno. I to bardzo często było powodem, przez który nie wytrzymywałem i nawet mając bluzę z kapturem, musiałem po prostu wyjść i dokończyć pracę z domu. Idea społeczności nie była też jeszcze tak rozwinięta, bo miejsce było nowe i… dosyć puste. Najemcy pokazywali się tuż pod koniec mojego pobytu w Brazylii. Nie mniej jednak, moja sytuacja była bardzo wygodna i wiem, że nie wszyscy będą mieć możliwość na taką pracę zdalną i wybiorą raczej dom.
Starbucks, laptop i praca zdalna
Jeżeli nie dom ani nie przestrzeń do wspólnej pracy, to wtedy z pomocą przychodzi ulubione miejsce wszystkich freelancerów do pracy zdalnej (i nie tylko), czyli kawiarnia. Najlepiej jakaś niszowa, stylowa, z monsterami w środku, oferująca nalepsze palone ziarno i egzotyczne mieszanki kawy, a co najważniejsze – także wolny stoliczek i wifi, przy którym spędzimy pół dnia, patrząc przez szybę na miasto. Może to być Starbucks, ale to już w drodze ostatecznej ostateczności.
Żartuję trochę, ale wiele narosło stereotypów wokół ludzi pracujących z kawiarni. W Brazylii raczej się tego nie doświadczy – chyba że w wielkich miastach, takich jak dwudziestomilionowe São Paulo. Dlaczego? Bo w Brazylii po prostu nie ma wiele takich kawiarni do pracy, a kawę (espresso) pije się szybciutko przy barze i idzie dalej. Bieganie z laptopem byłoby też w niektórych miejscach niezbyt bezpieczne (nigdy nie wolno o tym zapomnieć). Nawet przy wspomnianym Starbucksie potrafi stać ochrona.
Znalazłem jednak kilka miejsc w Belo Horizonte, które są taką hybrydą kawiarni i przestrzeni coworkingowej. W ciągu dnia pracujemy, dodatkowo korzystając z dobrodziejstw kuchni (śniadanko, kawka, lunchyk), a po południu miejsce zamienia się w typową knajpę do wyjścia po pracy, gra DJ i w ogóle imprezka wisi w powietrzu. Czasami w innych salach organizowane są eventy, warsztaty, wszędzie stoją także półki z książkami i ubraniami niezależnych marek. Całość ma super design, miejsce współpracuje z lokalnymi artystami, a wszyscy, którzy przychodzą, są zajebiście ubrani.
Praca w takiej hybrydzie jest bardzo interesująca. Jest nieco gwaru, ale można założyć słuchawki i skupić na pracy. Nie musimy wychodzić na lunch, bo jesteśmy w restauracji. Wydaje mi się, że to jest przyszłość pracy zdalnej dla młodych ludzi. Takie miejsca inspirują w niesamowity sposób.
Na koniec mały minusik. Wcześniej wspomniałem o niskiej temperaturze w coworkingach. W kawiarni może być podobnie, ale jeśli ma patio, sytuacja będzie odwrotna. Przy wysokich temperaturach również nie pracuje się komfortowo. To jest już oczywiście uzależnione od miejsca w Brazylii i tego, kto jaką temperaturę lubi. Proste.
Czy praca zdalna jest dla każdego?
W tej kwestii pośrednio wypowiedziałem się już wcześniej, ale chciałbym ją rozwinąć. Praca zdalna to szeroki temat, ponieważ może dotyczyć zarówno pracy z naszego prawdziwego domu, jak i pracy daleko od siedziby firmy, bardzo często z odległych, egzotycznych miejsc (czyli mój przypadek). Powodów wyjazdu jest wiele, każdy ma swój, jednak warto, by był on zasygnalizowany. Nie można sobie jechać “ot tak”, bo to fajne i trendy. Należy być zdecydowanym i wiedzieć, że rzeczywiście chce się wyjechać.
Ja wyjechałem, ponieważ potrzebowałem znaleźć więcej inspiracji i motywacji do pracy, gdy w Polsce szalała zima i bura rzeczywistość znacznie mi tę motywację osłabiała. Chciałem też sprawdzić (i rozwinąć) swoje zdolności organizacyjne, komunikacyjne i zarządzanie czasem, gdy nikt nade mną nie stoi i nie odprawia micromanagementu. Wreszcie – by podszkolić portugalski i znów zobaczyć kraj, który kocham, a także odwiedzić dawno niewidzianych znajomych.
Praca zdalna zdecydowanie NIE jest dla każdego, bo to codzienna praca nad sobą i własnymi słabościami. Jeśli zdarzyło nam się leżeć w łóżku w piżamie, oglądać Netflixa i klikać coś od czasu do czasu na komputerze, bo nie byliście w stanie zmobilizować się do pracy – praca zdalna może okazać się koszmarem. Co nie znaczy, żeby tych słabości nie ćwiczyć i nie traktować wyjazdu jako sprawdzian samego siebie.
Wybierając pracę zdalną w miejscu tak egzotycznym jak Brazylia, należy liczyć się z dodatkowymi utrudnieniami, takimi jak:
wolniejsza prędkość internetu
temperatury – zarówno bardzo wysokie, jak i bardzo niskie spowodowane nadmierną klimatyzacją
mniejsza ilość kawiarni, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni (dużo przestrzeni, wifi, wygodne stoliki)
bezpieczeństwo – przemieszczanie się z drogim komputerem na ulicy może być stresujące
aklimatyzacja – kultura, język itd. W Brazylii język angielski nie jest tak powszechny, więc możemy mieć trudności z załatwieniem spraw, które umożliwią nam pracę zdalną.
różnica czasu – waha się ona od trzech do pięciu godzin w stosunku do czasu polskiego. Zdecydowanie nie polecam wstawania o czwartej/piątej nad ranem, chociaż teoretycznie wizja kończenia pracy o 12 w południe prezentuje się bajecznie.
Jeżeli uda wam się pokonać wspomniane przeze mnie blokady i przyzwyczaić się do nowych warunków, praca zdalna może okazać się fantastycznym doświadczeniem, a z czasem także i boostem umiejętności.
Udostępnij ten artykuł, aby inni także mogli go przeczytać!
Ta strona korzysta z plików cookie. Więcej informacji w polityce prywatności – kliknij tutaj. Akceptuję
Polityka prywatności
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Liczba osób, które decydują się na pracę zdalną (remote work) stale rośnie. I nie ma się temu co dziwić. Przestaliśmy spoglądać na rozkłady autobusów, bo możemy w każdej chwili zamówić Ubera, na talerzu codziennie mamy inną kuchnię świata dzięki dostawie jedzenia, więc i w kwestii pracy chcemy mieć większą swobodę wyboru. Produktywni możemy być tak samo w biurze od 9 do 17, jak i poza tymi godzinami… na drugim końcu świata.
Ponad trzydziestostopniowy upał, zachody słońca na Ipanemie, drinki prosto z kokosa, spacery po mieście w havaiansach, powitanie Nowego Roku w tradycyjnych białych strojach. Mój tygodniowy urlop w Rio de Janeiro był jednym z najlepszych w życiu, ale, jak wszystko co dobre, skończył się szybciej zanim zdążyłem wytrzepać piasek z kąpielówek i trzeba było wracać do pracy. Do Belo Horizonte wracałem nocnym autobusem, który według rozkładu miał dotrzeć do celu o piątej rano, dzięki czemu zyskałbym jeszcze chwilę, by znaleźć mieszkanie pod danym adresem, wpisać hasło do wifi i zacząć pracę.
Miał dotrzeć, bo nie dotarł [tutaj smutne płaczące emoji].
Początki bywają trudne
Żeby naszkicować dramatyzm owej sytuacji, przedstawiam krótką relację:
Poranek, 2 stycznia 2019 roku
Drogi pamiętniczku…
To była najdziwniejsza podróż mojego życia. Trasa, którą tydzień wcześniej pokonaliśmy z Lucasem (mój brazylijski ziomek) w osiem godzin, tym razem wydłużyła się do ponad dwunastu. 440 km i dwanaście godzin! Próbowałem spać, ale budziłem się co jakiś czas, aby sprawdzić postęp podróży. Autobusy w Brazylii zatrzymują się kilka razy na postój w zależności od długości trasy i jest to normalne. Gdy jednak postoje są co pół godziny, zaczyna być to już, mówiąc kulturalnie, lekko irytujące. Po trudach i znojach dojechaliśmy w końcu na dworzec, ale nie o piątej, tylko o jakiejś dziewiątej, więc teoretycznie powinienem być już w pracy od… 3 godzin (dodajmy różnicę czasu). Nie miałem jeszcze brazylijskiej karty SIM, a wi-fi nie chciało się połączyć, więc nie mogłem nawet dać znać, że wszystko jest ok i niedługo wskoczę na Slacka.
Desperacko próbując włączyć internet w telefonie i złapać Ubera jak najszybciej, naciąłem się na ogromne koszty już na samym starcie mojego pierwszego dnia pracy. Jak wiadomo, w Unii Europejskiej mamy gigabajty danych do wykorzystania, a w Brazylii takiego luksusu nie ma. Tym samym 30 sekund połączenia naliczyło mi 300 zł na rachunku. Po fakcie zauważyłem, że istnieje opcja włączenia blokady, aby po 200zł internet się sam wyłączył. No trudno. Płakać będę później.
Miałem tylko 20 reali w gotówce (o ironio), bo przyleciałem z dolarami. To powszechna taktyka, gdy leci się do Brazylii, bo w Polsce dosyć ciężko o wymianę na reale, a Brazylijczycy potrzebują dolarów do Stanów. Żeby było szybciej i bezpieczniej, w Rio brazylijską kartą płacił za mnie Lucas. Wszystkie swoje pieniądze miałem na Revolucie, dopiero później okazało się, że w pewien pokrętny sposób DA SIĘ nim płacić i wypłacać środki bez ogromnych prowizji.
Połaziłem więc trochę po uliczkach w poszukiwaniu kantoru, w międzyczasie poznając już stare miejsca. Z jednej strony była euforia, a jednocześnie w głowie miałem myśl, jak strasznie jestem spóźniony i jak bardzo nikt nic nie wie, co się ze mną dzieje. Nie znalazłem nic w promieniu kilometra.
W końcu zapytałem taksówkarza, czy mnie podwiezie i ile będzie to kosztować. Zaskoczyło mnie, że podał kwotę oscylującą wokół 15 reali (nieco drożej, niż Uber), więc w duchu trzymałem kciuki, że nie będzie więcej. Udało się! Dojechałem, spróbowałem jednego z dziesięciu kluczy, które otrzymałem od mojego znajomego Diogo (złapałem go na kilka godzin przed Rio i przed jego wylotem na wakacje do Europy), w końcu klamka zadziałała i po szybkiej lokalizacji mojego pokoju włączyłem komputer, wpisałem kod wifi i podłączyłem się do gry. Uff… 50 wiadomości od każdego, ale w końcu mogłem dać znać, że nikt mnie jeszcze nie zabił.
Czy w Brazylii da się pracować zdalnie?
Odpowiedź z tytułu artykułu podam wam już teraz (zwłaszcza dla tych, którzy tutaj przestaną czytać): TAK, jest to możliwe! Moja wiedza ogranicza się jednak tylko do kilku stanów w Brazylii, bo jak podkreślam na każdym kroku, nie byłem jeszcze wszędzie i pracowałem głównie z dużych miast. Sytuacja może być więc nieco inna na północy bądź południu kraju (ale załóżmy, że jest podobnie).
Musimy na początku określić, jakie miejsce pracy rozumiemy pod pojęciem pracy zdalnej w Brazylii – czy jest to dom, przestrzeń coworkingowa, czy może kawiarnia albo plaża. Opiszę każde z tych miejsc (oprócz plaży), bo wszędzie pracowałem, co pozwoliło mi na zweryfikowanie, która opcja jest dla mnie najlepsza (oczywiście możecie mieć inną opinię).
Porada nr 1: do pracy zdalnej trzeba się przygotować.
Przed decyzją podjęciu pracy zdalnej należy zapytać siebie, czy to w ogóle jest dla nas. Należy zastanowić się i wypisać wszystkie pozytywne i negatywne strony takiej przygody. Następnie spojrzeć na siebie i cechy charakteru. Praca zdalna będzie łatwa dla osób, które są bardzo zorganizowane, mają rozwinięte zdolności komunikacji (to istotny czynnik), mają w sobie trochę empatii, świetnie radzą sobie z zarządzaniem czasem i zadaniami, a także które same potrafią się motywować, dodawać sobie otuchy w ciężkich momentach, nie potrzebują nikogo do kontroli pracy. Każdą z cech trzeba pomnożyć dwukrotnie, bo praca zdalna wymaga tych zdolności w nadmiarze.
Warto zastanowić się nad naszą pozycją. Jeżeli pracujemy samodzielnie lub jako specjaliści, będzie nam łatwiej wykonywać pracę i od czasu do czasu kontaktować się z teamem, aby być na bieżąco i aktualizować progres pracy. Jeżeli natomiast mamy pozycję managera, który zarządza pracą innych, daje dużo feedbacku, kontroluje procesy – będzie trochę trudniej. Nie wspominam tutaj o osobach posiadających taką pracę, która zupełnie wyklucza wyjazd. Ja przed wyjazdem musiałem się upewnić, że nie pojawią się żadne dodatkowe projekty jak pomoc przy sesji zdjęciowej lub nagrywanie materiałów wideo, które, jak sami się domyślacie, ciężko jest wykonać na odległość.
Ostatnią kwestią są pieniądze. Zawsze mogą pojawić się jakieś nieoczekiwane wydatki np. będziemy musieli zapłacić za internet w kawiarni, miejsce w coworkingu, dojazdy do tego miejsca, itd. Nie możemy pozwolić sobie na absencję w pracy, ponieważ skończyły nam się pieniądze. Decydując się na wyjazd, informujemy wszystkich, że nasz wyjazd nie wpłynie na jakość dostarczanych rezultatów. Po prostu. Za wszystko odpowiadamy sami.
Home office, czyli witaj łóżeczko
Pierwsze dni przepracowałem z domu, ponieważ musiałem się przystosować do nowej sytuacji. Nie była to moja pierwsza wizyta w Brazylii i nie pierwsza w Belo Horizonte, więc miałem dużo łatwiej. Znałem język, miasto, mentalność kulturową – podstawy, które wielu osobom na początku mogą sprawiać problemy w aklimatyzacji. Doświadczyłem jednak jet laga oraz kłopotów z pracą zdalną samą w sobie, bo wcześniej miałem niewielkie doświadczenie w tej kwestii.
W zależności od tygodnia pracowałem w domu od jednego do kilku dni – zwłaszcza wtedy, gdy miałem dużo spotkań i nie chciałem, by czyjekolwiek gadanie mi przeszkadzało. Byłem sam, bo dwójka moich współlokatorów pracowała poza domem. Miałem ciszę i spokój, ale domowa atmosfera mało kojarzyła mi się z pracą, a włączała za to prokrastynację, więc chciałem być wokół innych pracujących ludzi, aby mnie to zmotywowało do działania. Z domu nie pracowałem też nigdy w środę, bo w środę przychodziła sprzątaczka. I tak, serio, był to problem, bo biegała z odkurzaczem, zagadywała mnie plotkami i nie było to komfortowe.
O problemach pracy w domu (zwłaszcza w świetle aktualnej sytuacji) świetnie pisze Piotr Stankiewicz w swoim artykule.
Coworking space po brazylijsku
Brazylia dopiero teraz obudziła się i odkryła, że praca zdalna to przyszłość, że wiele osób podróżuje, jednocześnie pracując lub po prostu preferuje pracować na odległość, bo to zwiększa ich produktywność. W związku z tym pojawia się więcej przestrzeni coworkingowych. Jedne lepsze, drugie gorsze (w klasycznym, nie hipsterskim klimacie – coś à la sala informatyczna w podstawówce).
Niedługo przed wylotem odkryłem, że w Belo Horizonte otworzył się WeWork. To największa firma oferująca przestrzeń coworkingową, istniejąca w wielu krajach na całym świecie, oferująca wysoki standard usług, a także społeczność, dzięki czemu nawet pracując zdalnie, możemy poznawać innych ludzi, brać udział w wydarzeniach i rozwijać się w różnych kierunkach. WeWork istnieje już także w Polsce.
Dzięki uprzejmości mojej firmy, codziennie mogłem pracować właśnie z tego miejsca. To pozwoliło mi poczuć normalny tryb dnia – wstawałem wcześnie rano, ubierałem się w coś innego niż piżama, szedłem 20 minut spacerkiem, łapiąc po drodze świeżo wyciskany sok, co idealnie mnie obudziło. WeWork zapewniał superpołączenie internetowe, millenialsowy wystrój i atmosferę, kawę, herbatę, wodę owocową, a nawet piwo, co jest rzeczą równie kuszącą, jak i niebezpieczną 🙂
Gdy poleciałem do São Paulo na weekend, mogłem zostać parę dni dłużej i pracować także stamtąd. Wszystko dzięki temu, że karta WeWork działa w taki sposób, że mogę przez kilka dni w miesiącu pracować z innego miejsca należącego do tej sieci. A WeWork w São Paulo był atrakcją samą w sobie – to pierwszy i największy coworking space w całej Ameryce Południowej.
Jeżeli czytaliście moje poprzednie wpisy lub podróżowaliście do Brazylii, wiecie, jak tam jest z klimatyzacją. Jest niesamowicie zimno. I to bardzo często było powodem, przez który nie wytrzymywałem i nawet mając bluzę z kapturem, musiałem po prostu wyjść i dokończyć pracę z domu. Idea społeczności nie była też jeszcze tak rozwinięta, bo miejsce było nowe i… dosyć puste. Najemcy pokazywali się tuż pod koniec mojego pobytu w Brazylii. Nie mniej jednak, moja sytuacja była bardzo wygodna i wiem, że nie wszyscy będą mieć możliwość na taką pracę zdalną i wybiorą raczej dom.
Starbucks, laptop i praca zdalna
Jeżeli nie dom ani nie przestrzeń do wspólnej pracy, to wtedy z pomocą przychodzi ulubione miejsce wszystkich freelancerów do pracy zdalnej (i nie tylko), czyli kawiarnia. Najlepiej jakaś niszowa, stylowa, z monsterami w środku, oferująca nalepsze palone ziarno i egzotyczne mieszanki kawy, a co najważniejsze – także wolny stoliczek i wifi, przy którym spędzimy pół dnia, patrząc przez szybę na miasto. Może to być Starbucks, ale to już w drodze ostatecznej ostateczności.
Żartuję trochę, ale wiele narosło stereotypów wokół ludzi pracujących z kawiarni. W Brazylii raczej się tego nie doświadczy – chyba że w wielkich miastach, takich jak dwudziestomilionowe São Paulo. Dlaczego? Bo w Brazylii po prostu nie ma wiele takich kawiarni do pracy, a kawę (espresso) pije się szybciutko przy barze i idzie dalej. Bieganie z laptopem byłoby też w niektórych miejscach niezbyt bezpieczne (nigdy nie wolno o tym zapomnieć). Nawet przy wspomnianym Starbucksie potrafi stać ochrona.
Znalazłem jednak kilka miejsc w Belo Horizonte, które są taką hybrydą kawiarni i przestrzeni coworkingowej. W ciągu dnia pracujemy, dodatkowo korzystając z dobrodziejstw kuchni (śniadanko, kawka, lunchyk), a po południu miejsce zamienia się w typową knajpę do wyjścia po pracy, gra DJ i w ogóle imprezka wisi w powietrzu. Czasami w innych salach organizowane są eventy, warsztaty, wszędzie stoją także półki z książkami i ubraniami niezależnych marek. Całość ma super design, miejsce współpracuje z lokalnymi artystami, a wszyscy, którzy przychodzą, są zajebiście ubrani.
Praca w takiej hybrydzie jest bardzo interesująca. Jest nieco gwaru, ale można założyć słuchawki i skupić na pracy. Nie musimy wychodzić na lunch, bo jesteśmy w restauracji. Wydaje mi się, że to jest przyszłość pracy zdalnej dla młodych ludzi. Takie miejsca inspirują w niesamowity sposób.
Na koniec mały minusik. Wcześniej wspomniałem o niskiej temperaturze w coworkingach. W kawiarni może być podobnie, ale jeśli ma patio, sytuacja będzie odwrotna. Przy wysokich temperaturach również nie pracuje się komfortowo. To jest już oczywiście uzależnione od miejsca w Brazylii i tego, kto jaką temperaturę lubi. Proste.
Czy praca zdalna jest dla każdego?
W tej kwestii pośrednio wypowiedziałem się już wcześniej, ale chciałbym ją rozwinąć. Praca zdalna to szeroki temat, ponieważ może dotyczyć zarówno pracy z naszego prawdziwego domu, jak i pracy daleko od siedziby firmy, bardzo często z odległych, egzotycznych miejsc (czyli mój przypadek). Powodów wyjazdu jest wiele, każdy ma swój, jednak warto, by był on zasygnalizowany. Nie można sobie jechać “ot tak”, bo to fajne i trendy. Należy być zdecydowanym i wiedzieć, że rzeczywiście chce się wyjechać.
Ja wyjechałem, ponieważ potrzebowałem znaleźć więcej inspiracji i motywacji do pracy, gdy w Polsce szalała zima i bura rzeczywistość znacznie mi tę motywację osłabiała. Chciałem też sprawdzić (i rozwinąć) swoje zdolności organizacyjne, komunikacyjne i zarządzanie czasem, gdy nikt nade mną nie stoi i nie odprawia micromanagementu. Wreszcie – by podszkolić portugalski i znów zobaczyć kraj, który kocham, a także odwiedzić dawno niewidzianych znajomych.
Praca zdalna zdecydowanie NIE jest dla każdego, bo to codzienna praca nad sobą i własnymi słabościami. Jeśli zdarzyło nam się leżeć w łóżku w piżamie, oglądać Netflixa i klikać coś od czasu do czasu na komputerze, bo nie byliście w stanie zmobilizować się do pracy – praca zdalna może okazać się koszmarem. Co nie znaczy, żeby tych słabości nie ćwiczyć i nie traktować wyjazdu jako sprawdzian samego siebie.
Wybierając pracę zdalną w miejscu tak egzotycznym jak Brazylia, należy liczyć się z dodatkowymi utrudnieniami, takimi jak:
Jeżeli uda wam się pokonać wspomniane przeze mnie blokady i przyzwyczaić się do nowych warunków, praca zdalna może okazać się fantastycznym doświadczeniem, a z czasem także i boostem umiejętności.
Udostępnij ten artykuł, aby inni także mogli go przeczytać!