Szkocja to nie tylko dudy, kilt i whisky, chociaż te rzeczy rownież mają istotne znaczenie, a ja alkoholem nie pogardzę!
Witamy w Szkocji!
W Wielkiej Brytanii byłem kilkukrotnie, ale nigdy nie udało mi się dotrzeć na północ tego kraju. Gdy moja przyjaciółka przeprowadziła się do Edynburga, aby studiować na tamtejszym uniwersytecie (tym najstarszym), w końcu poleciałem. Może i wybrałem sobie nienajlepszy okres (listopad, zimno, wiatr i te sprawy), ale w trakcie mojego pobytu często świeciło słońce.
Co do statystycznego bio, Edynburg liczy sobie pół miliona mieszkańców i jest chyba drugim tak popularnym miastem w Wielkiej Brytanii. Turyści są dosłownie wszędzie, nawet zimową porą. Odbywa się tu też wiele festiwali.
Leżący w środku miasta zamek nie daje o sobie zapomnieć. Widać go z wielu miejsc, z punktów widokowych, prześwituje między budynkami i z każdej strony prezentuje się ładnie na zdjęciach. Do środka nie zajrzałem, bo Magda nie chce zwiedzać go przed ukończeniem szkoły – ponoć przynosi to pecha. Najwidoczniej każde uniwersyteckie miasto ma swoje przesądy.
Pamiętam, że w Coimbrze potknięcie się na schodach monumentalnych (escadas monumentais) również nie wróżyło nic dobrego 😉 Ja nie jestem jakimś wielkim fanem średniowiecznych ruin, bo zwyczajnie mnie nudzą, więc wystarczył mi piękny widok z placu zamkowego, skąd można zobaczyć Arthur’s Seat i George Heriot’s School (chodziły do niej dzieci J.K. Rowling).
Odwiedziliśmy za to kilka innych miejsc i NIE, nie wszystkie były związane z jedzeniem*. Nie biegaliśmy po mieście, check-inując się we wszystkich turystycznych punktach, ale dużo spacerowaliśmy, od czasu do czasu trafiając na takowe. Fascynacja TOP10 już dawno mi przeszła i nie jestem rozczarowany, gdy pominę jakiś „musisz-to-zobaczyć” obiekt podczas wycieczki.
* …ale jeżeli o jedzenie chodzi, to wybraliśmy się do Spoon, aby zjeść pożywne śniadanie, w którym znalazł się szkocki specjał – haggis. To owcze podroby z cebulą, mąką owsianą i przyprawami. My wybraliśmy wersję wegetariańską.
Ciekawa rzecz, której z kolei nie udało mi się spróbować (nie chciałem eksperymentować przed samym lotem), to smażony w głębokim tłuszczu baton Mars, wcześniej zanurzony w batterze, czyli charakterystycznej masie naleśnikowej, którą oblewa się także rybę w Fish&Chips. Następnym razem!
Upiorna strona Edynburga
Czy nie będzie to dziwne, jeżeli powiem, że urzekły mnie cmentarze? Najbardziej chyba Greyfriars Kirkyard, z którym związanych jest kilka historii. Przed wejściem znajduje się pomnik psa Bobby’ego, którego nos nałogowo pocierają turyści – tym samym blokując cały chodnik. Według opowieści pies wiernie czuwał przez 14 lat przy grobie swojego właściciela, ogrodnika Johna Graya, który zmarł na gruźlicę (był to XIX wiek). Bobby został pochowany w samej bramie cmentarza, co upamiętnia specjalna tablica.
Mówi się też, że Greyfriars Kirkyard jest nawiedzony, a niecodziennie zdarzenia występują nie tylko w nocy. Wszystko za sprawą George’a „Bluidy’ego” Mackenziego, który przyczynił się do śmierci kilkunastu tysięcy ludzi, wcześniej ich torturując, a teraz błąka się jako zjawa i straszy ludzi. Jakież moje szczęście, że przeczytałem o tym dopiero PO wizycie na cmentarzu. W przeciwnym razie nie postawiłbym tam swojej stopy.
Inny cmentarz to ten koło St. Cuthbert’s Church. Tam również jest… uroczo 🙂
Jak widać, zamek nie pozwala o sobie zapomnieć i widać go także z cmentarza.
Przeszliśmy się na drugi koniec głównej ulicy Royal Mile, nieco bliżej Arthur’s Seat (aby popatrzeć, nie wchodzić – zbyt duży wiatr) do Holyrood, ale zaczęło padać, więc szybko stamtąd zniknęliśmy, wracając pomiędzy sąsiedztwami z domami szeregowymi. Jest tam pałac o tej samej nazwie oraz nowy budynek parlamentu – nowoczesny, ale niezwykle brzydki. Nie da się na niego patrzeć ;(
Na drugi dzień, po obowiązkowym śniadaniu, Magda pokazała mi swój uniwersytet oraz McEwan Hall, gdzie odbywa się uroczyste rozdanie dyplomów. W tej części miasta znajduje się także rozległa przestrzeń parkowa The Meadows.
Wzgórze zamkowe to nie jedyne miejsce, z którego widok na Edynburg robi wrażenie. Calton Hill przebija je kilkukrotnie. Stąd widać całe miasto, a także morze. Znajduje się tutaj kilka budynków, w tym obserwatorium.
Santa’s coming to town!
Wybrałem sobie fajną porę na przyjazd, bo akurat otworzył się jarmark bożonarodzeniowy. Tak naprawdę jest jeszcze kilka innych świątecznych spotów w mieście. Oprócz grzanego wina, fast-foodowego jedzenia, pamiątek i typowo świątecznych prezentów, odwiedzający mają kilka atrakcji w postaci wesołego miasteczka. Jarmark ma kilka poziomów i zajmuje całe Princes Street Gardens, które umownie dzielą Edynburg na Old i New Town.
Edynburg jest starym miastem i wiele budynków zachowało klimat tamtych czasów, jednak w szybkim tempie powstają także nowoczesne, szklane budowle. Poniżej więcej zdjęć:
Udostępnij ten artykuł, aby inni także mogli go przeczytać!
Ta strona korzysta z plików cookie. Więcej informacji w polityce prywatności – kliknij tutaj. Akceptuję
Polityka prywatności
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Szkocja to nie tylko dudy, kilt i whisky, chociaż te rzeczy rownież mają istotne znaczenie, a ja alkoholem nie pogardzę!
Witamy w Szkocji!
W Wielkiej Brytanii byłem kilkukrotnie, ale nigdy nie udało mi się dotrzeć na północ tego kraju. Gdy moja przyjaciółka przeprowadziła się do Edynburga, aby studiować na tamtejszym uniwersytecie (tym najstarszym), w końcu poleciałem. Może i wybrałem sobie nienajlepszy okres (listopad, zimno, wiatr i te sprawy), ale w trakcie mojego pobytu często świeciło słońce.
Co do statystycznego bio, Edynburg liczy sobie pół miliona mieszkańców i jest chyba drugim tak popularnym miastem w Wielkiej Brytanii. Turyści są dosłownie wszędzie, nawet zimową porą. Odbywa się tu też wiele festiwali.
Leżący w środku miasta zamek nie daje o sobie zapomnieć. Widać go z wielu miejsc, z punktów widokowych, prześwituje między budynkami i z każdej strony prezentuje się ładnie na zdjęciach. Do środka nie zajrzałem, bo Magda nie chce zwiedzać go przed ukończeniem szkoły – ponoć przynosi to pecha. Najwidoczniej każde uniwersyteckie miasto ma swoje przesądy.
Pamiętam, że w Coimbrze potknięcie się na schodach monumentalnych (escadas monumentais) również nie wróżyło nic dobrego 😉 Ja nie jestem jakimś wielkim fanem średniowiecznych ruin, bo zwyczajnie mnie nudzą, więc wystarczył mi piękny widok z placu zamkowego, skąd można zobaczyć Arthur’s Seat i George Heriot’s School (chodziły do niej dzieci J.K. Rowling).
Odwiedziliśmy za to kilka innych miejsc i NIE, nie wszystkie były związane z jedzeniem*. Nie biegaliśmy po mieście, check-inując się we wszystkich turystycznych punktach, ale dużo spacerowaliśmy, od czasu do czasu trafiając na takowe. Fascynacja TOP10 już dawno mi przeszła i nie jestem rozczarowany, gdy pominę jakiś „musisz-to-zobaczyć” obiekt podczas wycieczki.
* …ale jeżeli o jedzenie chodzi, to wybraliśmy się do Spoon, aby zjeść pożywne śniadanie, w którym znalazł się szkocki specjał – haggis. To owcze podroby z cebulą, mąką owsianą i przyprawami. My wybraliśmy wersję wegetariańską.
Ciekawa rzecz, której z kolei nie udało mi się spróbować (nie chciałem eksperymentować przed samym lotem), to smażony w głębokim tłuszczu baton Mars, wcześniej zanurzony w batterze, czyli charakterystycznej masie naleśnikowej, którą oblewa się także rybę w Fish&Chips. Następnym razem!
Upiorna strona Edynburga
Czy nie będzie to dziwne, jeżeli powiem, że urzekły mnie cmentarze? Najbardziej chyba Greyfriars Kirkyard, z którym związanych jest kilka historii. Przed wejściem znajduje się pomnik psa Bobby’ego, którego nos nałogowo pocierają turyści – tym samym blokując cały chodnik. Według opowieści pies wiernie czuwał przez 14 lat przy grobie swojego właściciela, ogrodnika Johna Graya, który zmarł na gruźlicę (był to XIX wiek). Bobby został pochowany w samej bramie cmentarza, co upamiętnia specjalna tablica.
Mówi się też, że Greyfriars Kirkyard jest nawiedzony, a niecodziennie zdarzenia występują nie tylko w nocy. Wszystko za sprawą George’a „Bluidy’ego” Mackenziego, który przyczynił się do śmierci kilkunastu tysięcy ludzi, wcześniej ich torturując, a teraz błąka się jako zjawa i straszy ludzi. Jakież moje szczęście, że przeczytałem o tym dopiero PO wizycie na cmentarzu. W przeciwnym razie nie postawiłbym tam swojej stopy.
Inny cmentarz to ten koło St. Cuthbert’s Church. Tam również jest… uroczo 🙂
Jak widać, zamek nie pozwala o sobie zapomnieć i widać go także z cmentarza.
Przeszliśmy się na drugi koniec głównej ulicy Royal Mile, nieco bliżej Arthur’s Seat (aby popatrzeć, nie wchodzić – zbyt duży wiatr) do Holyrood, ale zaczęło padać, więc szybko stamtąd zniknęliśmy, wracając pomiędzy sąsiedztwami z domami szeregowymi. Jest tam pałac o tej samej nazwie oraz nowy budynek parlamentu – nowoczesny, ale niezwykle brzydki. Nie da się na niego patrzeć ;(
Na drugi dzień, po obowiązkowym śniadaniu, Magda pokazała mi swój uniwersytet oraz McEwan Hall, gdzie odbywa się uroczyste rozdanie dyplomów. W tej części miasta znajduje się także rozległa przestrzeń parkowa The Meadows.
Wzgórze zamkowe to nie jedyne miejsce, z którego widok na Edynburg robi wrażenie. Calton Hill przebija je kilkukrotnie. Stąd widać całe miasto, a także morze. Znajduje się tutaj kilka budynków, w tym obserwatorium.
Santa’s coming to town!
Wybrałem sobie fajną porę na przyjazd, bo akurat otworzył się jarmark bożonarodzeniowy. Tak naprawdę jest jeszcze kilka innych świątecznych spotów w mieście. Oprócz grzanego wina, fast-foodowego jedzenia, pamiątek i typowo świątecznych prezentów, odwiedzający mają kilka atrakcji w postaci wesołego miasteczka. Jarmark ma kilka poziomów i zajmuje całe Princes Street Gardens, które umownie dzielą Edynburg na Old i New Town.
Edynburg jest starym miastem i wiele budynków zachowało klimat tamtych czasów, jednak w szybkim tempie powstają także nowoczesne, szklane budowle. Poniżej więcej zdjęć:
Udostępnij ten artykuł, aby inni także mogli go przeczytać!