Jak na wieczne miasto przystało, Rzym nie zmienił się praktycznie wcale od mojej pierwszej wizyty. Linia metra C dalej w budowie, kelnerzy dalej wabią happy hours, a nagabywacze wciskają tandetne bransoletki. Covidowa rzeczywistość spowodowała jednak, że jest zdecydowanie mniej tłoczno.
Powiedzenie, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, stało się już trochę anachronizmem, bo od czasów Cesarstwa Rzymskiego podróżujemy w wielu zupełnie różnych kierunkach i na kilku kontynentach. Chociaż, gdyby się uprzeć, można natrafić na całkiem zaskakujące wnioski.
Rzym i mamma mia
Co by jednak nie mówić, mój drugi i zapewne ostatni lot w tym roku zaprowadził mnie właśnie do wiecznego miasta. Po siedmiu latach od pierwszej wizyty zmienił się trochę i Rzym i skład wycieczki – oprócz mnie i mojego brata, w tym roku dołączyła do nas nasza mama E., która w bardzo charakterystyczny dla siebie sposób codziennie komentowała włoską rzeczywistość. Do teraz śmieszy mnie fakt, że planując naszą rzymską vacanzę – znane miejsca, zabytki, pizze, aperole i inne włoskie sprawy, do głowy mi nie przyszło, że prawdziwą gwiazdą tego wyjazdu okaże się… moja własna matka.
(Opisywana przeze mnie trasa zwiedzania obejmuje najważniejsze rzymskie lokacje, więc ten wpis można traktować też jako mały przewodnik. I nie, nie musicie zabierać matki).
Tutto sulle fontane
Początkiem naszej rzymskiej przygody była Piazza del Popolo, ale przygody zaczęły się nieco dalej, przy schodach hiszpańskich, niedaleko których zjedliśmy śniadanie. Pierwsze zdjęcia na Instagrama, E. pozuje, siada i… przychodzi straż miejska. Na schodach, jak się okazuje, od roku nie wolno siadać, bo uznano je za zabytek. Oczywiście, E. nie byłaby sobą, gdyby nie zlekceważyła komentarza i próbowała usiąść znów, tylko nieco wyżej, myśląc, że nikt tego nie zobaczy. Do gry wkroczyła jednak straż synowska (przez cały tydzień mająca trochę roboty przy pilnowaniu porządku).
Rzym nie jest wielkim miastem (część turystyczna) i jeżeli lubi się spacerować, można go zwiedzić w dwa dni. Jest też dosyć łatwy topograficznie do zapamiętania i pomimo niezliczonej ilości podobnych uliczek, zawsze po trasie ponownie pojawia się jakiś punkt orientacyjny – Zamek św. Anioła, Panteon, Piazza Navona czy, jak w naszym przypadku, Fontannę di Trevi. Albo, jak wymawia to E., Fontannę di Treviii (z francuskim akcentem). Serio, ona (fontanna) zawsze magicznie wyłaniała się przed nami niczym Afrodyta z piany, gdy celowo chcieliśmy ją ominąć. Nawet o czwartej rano, wracając z Zatybrza po kilku aperolach.
Zmierzając do Panteonu, warto w pewnym momencie spojrzeć w lewo, aby zobaczyć z daleka okazały pomnik-budynek Wiktora Emanuela II. Chyba nasz polski rząd bierze sobie go za inspirację, planując coraz większe pomniki w Warszawie. Stamtąd blisko jest już do sławnej Piazza Navona i trzech fontann, z których najważniejsza jest oczywiście Fontanna Czterech Rzek (bynajmniej nie ze względu na bycie jednym z kluczowych miejsc akcji w “Aniołach i Demonach” Browna).
Dzięki mojej mamie dowiedziałem się, która rzeźba w fontannie przedstawia Neptuna. Szkoda tylko, że trochę nie trafiła, bo jego własna fontanna znajduje się kilkadziesiąt metrów dalej. Ale czy ktoś kiedykolwiek widział Neptuna, by stwierdzić, jak naprawdę mógł wyglądać? No właśnie.
Conchiglie nel barattolo
Campo de Fiori to idealne miejsce, by gdzieś w jego pobliżu zjeść lunch. I chociaż będzie to dosyć trudne zadanie w kraju sosów i makaronów, uważajcie na potrawy z pomidorami. Według mojej mamy lepsze pomidory są w Polsce, więc nie ma sensu jeść takich potraw. To już lepiej zjeść zielone pesto (chociaż to, jak się okazało, również powoduje niesmak w ustach).
Zatrzybrze i Watykan lepiej zostawić sobie na drugi dzień, ale fajnie przejść się brzegiem Tybru, aż do Ust Prawdy (Bocca della Verità), minąć Circo Massimo, i pospacerować obok Palatynu, Koloseum, Forum Romanum, aż do widzianego wcześniej Placu Weneckiego. W lipcu i sierpniu z nieba leje się taki żar, że lepiej nie zwiedzać powyższych obiektów. W dodatku, to tylko ruiny, można sobie serio odpuścić. No, chyba że: a) macie wielką wyobraźnię i stojąc tam, cofniecie się do czasów, gdy Rzym jeszcze nie ucierpiał w pożarze, a Neron przechadzał się wzdłuż pięknych, bogato zdobionych świątyń; b) chcecie dostać udaru słonecznego, wtedy będziecie mieć do tego idealne warunki (pozdrawiam wszystkich czekających w trzydziestometrowych kolejkach).
Do trasy wycieczki można dodać sobie imponujące wielkością (chociaż teraz to już tylko ruiny) Termy Karakali oraz Bazylikę św. Jana na Lateranie. Nie wolno jednak zabierać ze sobą słoiczka po sosie Barilla, pełnego muszelek zebranych na plaży w Ostii. Szkła do kościoła nie wnosimy. My wnieślimy, bo okazało się, że właśnie takowy słoiczek zapakowała nasza mama do plecaka. I uwierzcie, nie chcecie wracać się później do namiotu ochrony i przypominać im, że „to WY” i „przyszliście odebrać TEN słoiczek z muszelkami”.
Creazione di Adamo
Pora na chwilę opuścić Rzym i skierować się w stronę Watykanu. Muzea Watykańskie nie są aż tak fascynujące, jak mogłyby się wydawać, ale freski Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej, ukazującej się na końcu zwiedzania, robią ogromne wrażenie i rekompensują wszelkie wciśnięte na siłę obiekty. „Stworzenie Adama” to jednak coś.
Bazylika św. Piotra jak zwykle onieśmiela wielkością, a na Pietę można patrzeć godzinami. Szkoda, że wcześniej trzeba odstać swoje w ogromnej kolejce, która zdaje się być tak samo długa o każdej porze dnia i nawet covid nie zmniejszył jej rozmiaru.
Sole, sabbia e acqua
Po paru dniach miałem już trochę dosyć swojej matki, bo wierzcie lub nie, ale dwadzieścia cztery godziny razem mogą spowodować lekką irytację (ze wzajemnością). W takich przypadkach przydaje się myślenie. Na przykład o tym, że możecie w tym Rzymie kogoś znać. I właśnie w takim momencie przypomniało mi się, że mieszka tu moja koleżanka, która przeprowadziła się pół roku temu z Brazylii do swojego chłopaka i to idealny moment, by się z obojgiem spotkać.
Od Lorenzo, który mieszka w Rzymie 25 lat, dowiedziałem się nieco więcej, niż napisano w Wikipedii. Odpowiedział mi także na moje wszystkie dziwne pytania. Jak się okazuje, Polska i Włochy mają ze sobą wiele wspólnego. Dzięki niemu odkryliśmy także super miejsca z drinami za pół ceny na Zatybrzu.
Pod koniec wycieczki odkryłem, że zwiedzanie wiecznego miasta dla niektórych wcale nie jest tak fascynujące, jak opalanie się przy Morzu Śródziemnym i zbieranie wcześniej wspomnianych muszelek. Okazało się, że mojej mamie plaża spodoba się tak bardzo, że do Ostii będzie chciała przyjechać również na drugi dzień. Co tam Rzym i dwutysięczne budowle, kryjące setki tajemnic antycznej cywilizacji! Palący w nogi piach, słońce i słona woda – tylko tyle wystarczy do szczęścia. La vita è bella!
„La grande perdita della nostra madre”
Wspominałem, że Rzym jest prostym miastem, prowadzą do niego wszystkie drogi i ogólnie ciężko się jest tu zgubić, bo ciągle znajduje się te same miejsca? No właśnie. Warto jednak pamiętać, że ma się obok mamę, która potrafi wykręcić ci numer w najbardziej niespodziewanym momencie. Na przykład zamyślić się i nie wyjść z wagonika metra 😉
Jak można się łatwo domyślić, to się właśnie stało. Problemu by nie było, gdyby nasza mama stosowała się do wskazówek przerażonych synów i wróciła powrotnym pociągiem na właściwą stację. Gdy jednak dowiedzieliśmy się po dziesięciu minutach, że wyszła z metra i jest gdzieś przy Fontannie di Treviii, a potem, że chodzi tak naprawdę o fontannę Barcaccia pod Schodami Hiszpańskimi i zamiast na prawo (jak grzecznie kazaliśmy), mama kieruje się na lewo i idzie w stronę Villa Borghese, zacząłem zastanawiać się, czy jeszcze kiedykolwiek ją znajdziemy… Od razu uspokajam – po kilku telefonach i próbach jej zlokalizowania, mama w końcu się znalazła. Wolę nawet nie myśleć, co by było, gdyby go nie miała (rano planowała zostawić iPhone’a w naszym Airbnb).
***
To nie wszystkie spisane przeze mnie przygody, bo samych ciekawych spostrzeżeń mojej mamy byłoby jeszcze na jeden wpis. Co by jednak nie mówić, wyjazdy z własną matką mają też swoje niezaprzeczalne plusy. Kto by nie chciał wstawać rano, gdy na stole czeka już śniadanie i świeżo zaparzona kawa? Kto by pamiętał o tym, by zabrać wielorazową plastikową butelkę na wodę, czapkę i krem od słońca? No właśnie. Dlatego grazie mille, mamo!
Więcej zdjęć:
Udostępnij ten artykuł, aby inni także mogli go przeczytać!
Ta strona korzysta z plików cookie. Więcej informacji w polityce prywatności – kliknij tutaj. Akceptuję
Polityka prywatności
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Jak na wieczne miasto przystało, Rzym nie zmienił się praktycznie wcale od mojej pierwszej wizyty. Linia metra C dalej w budowie, kelnerzy dalej wabią happy hours, a nagabywacze wciskają tandetne bransoletki. Covidowa rzeczywistość spowodowała jednak, że jest zdecydowanie mniej tłoczno.
Powiedzenie, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, stało się już trochę anachronizmem, bo od czasów Cesarstwa Rzymskiego podróżujemy w wielu zupełnie różnych kierunkach i na kilku kontynentach. Chociaż, gdyby się uprzeć, można natrafić na całkiem zaskakujące wnioski.
Rzym i mamma mia
Co by jednak nie mówić, mój drugi i zapewne ostatni lot w tym roku zaprowadził mnie właśnie do wiecznego miasta. Po siedmiu latach od pierwszej wizyty zmienił się trochę i Rzym i skład wycieczki – oprócz mnie i mojego brata, w tym roku dołączyła do nas nasza mama E., która w bardzo charakterystyczny dla siebie sposób codziennie komentowała włoską rzeczywistość. Do teraz śmieszy mnie fakt, że planując naszą rzymską vacanzę – znane miejsca, zabytki, pizze, aperole i inne włoskie sprawy, do głowy mi nie przyszło, że prawdziwą gwiazdą tego wyjazdu okaże się… moja własna matka.
(Opisywana przeze mnie trasa zwiedzania obejmuje najważniejsze rzymskie lokacje, więc ten wpis można traktować też jako mały przewodnik. I nie, nie musicie zabierać matki).
Tutto sulle fontane
Początkiem naszej rzymskiej przygody była Piazza del Popolo, ale przygody zaczęły się nieco dalej, przy schodach hiszpańskich, niedaleko których zjedliśmy śniadanie. Pierwsze zdjęcia na Instagrama, E. pozuje, siada i… przychodzi straż miejska. Na schodach, jak się okazuje, od roku nie wolno siadać, bo uznano je za zabytek. Oczywiście, E. nie byłaby sobą, gdyby nie zlekceważyła komentarza i próbowała usiąść znów, tylko nieco wyżej, myśląc, że nikt tego nie zobaczy. Do gry wkroczyła jednak straż synowska (przez cały tydzień mająca trochę roboty przy pilnowaniu porządku).
Rzym nie jest wielkim miastem (część turystyczna) i jeżeli lubi się spacerować, można go zwiedzić w dwa dni. Jest też dosyć łatwy topograficznie do zapamiętania i pomimo niezliczonej ilości podobnych uliczek, zawsze po trasie ponownie pojawia się jakiś punkt orientacyjny – Zamek św. Anioła, Panteon, Piazza Navona czy, jak w naszym przypadku, Fontannę di Trevi. Albo, jak wymawia to E., Fontannę di Treviii (z francuskim akcentem). Serio, ona (fontanna) zawsze magicznie wyłaniała się przed nami niczym Afrodyta z piany, gdy celowo chcieliśmy ją ominąć. Nawet o czwartej rano, wracając z Zatybrza po kilku aperolach.
Zmierzając do Panteonu, warto w pewnym momencie spojrzeć w lewo, aby zobaczyć z daleka okazały pomnik-budynek Wiktora Emanuela II. Chyba nasz polski rząd bierze sobie go za inspirację, planując coraz większe pomniki w Warszawie. Stamtąd blisko jest już do sławnej Piazza Navona i trzech fontann, z których najważniejsza jest oczywiście Fontanna Czterech Rzek (bynajmniej nie ze względu na bycie jednym z kluczowych miejsc akcji w “Aniołach i Demonach” Browna).
Dzięki mojej mamie dowiedziałem się, która rzeźba w fontannie przedstawia Neptuna. Szkoda tylko, że trochę nie trafiła, bo jego własna fontanna znajduje się kilkadziesiąt metrów dalej. Ale czy ktoś kiedykolwiek widział Neptuna, by stwierdzić, jak naprawdę mógł wyglądać? No właśnie.
Conchiglie nel barattolo
Campo de Fiori to idealne miejsce, by gdzieś w jego pobliżu zjeść lunch. I chociaż będzie to dosyć trudne zadanie w kraju sosów i makaronów, uważajcie na potrawy z pomidorami. Według mojej mamy lepsze pomidory są w Polsce, więc nie ma sensu jeść takich potraw. To już lepiej zjeść zielone pesto (chociaż to, jak się okazało, również powoduje niesmak w ustach).
Zatrzybrze i Watykan lepiej zostawić sobie na drugi dzień, ale fajnie przejść się brzegiem Tybru, aż do Ust Prawdy (Bocca della Verità), minąć Circo Massimo, i pospacerować obok Palatynu, Koloseum, Forum Romanum, aż do widzianego wcześniej Placu Weneckiego. W lipcu i sierpniu z nieba leje się taki żar, że lepiej nie zwiedzać powyższych obiektów. W dodatku, to tylko ruiny, można sobie serio odpuścić. No, chyba że:
a) macie wielką wyobraźnię i stojąc tam, cofniecie się do czasów, gdy Rzym jeszcze nie ucierpiał w pożarze, a Neron przechadzał się wzdłuż pięknych, bogato zdobionych świątyń;
b) chcecie dostać udaru słonecznego, wtedy będziecie mieć do tego idealne warunki (pozdrawiam wszystkich czekających w trzydziestometrowych kolejkach).
Do trasy wycieczki można dodać sobie imponujące wielkością (chociaż teraz to już tylko ruiny) Termy Karakali oraz Bazylikę św. Jana na Lateranie. Nie wolno jednak zabierać ze sobą słoiczka po sosie Barilla, pełnego muszelek zebranych na plaży w Ostii. Szkła do kościoła nie wnosimy. My wnieślimy, bo okazało się, że właśnie takowy słoiczek zapakowała nasza mama do plecaka. I uwierzcie, nie chcecie wracać się później do namiotu ochrony i przypominać im, że „to WY” i „przyszliście odebrać TEN słoiczek z muszelkami”.
Creazione di Adamo
Pora na chwilę opuścić Rzym i skierować się w stronę Watykanu. Muzea Watykańskie nie są aż tak fascynujące, jak mogłyby się wydawać, ale freski Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej, ukazującej się na końcu zwiedzania, robią ogromne wrażenie i rekompensują wszelkie wciśnięte na siłę obiekty. „Stworzenie Adama” to jednak coś.
Bazylika św. Piotra jak zwykle onieśmiela wielkością, a na Pietę można patrzeć godzinami. Szkoda, że wcześniej trzeba odstać swoje w ogromnej kolejce, która zdaje się być tak samo długa o każdej porze dnia i nawet covid nie zmniejszył jej rozmiaru.
Sole, sabbia e acqua
Po paru dniach miałem już trochę dosyć swojej matki, bo wierzcie lub nie, ale dwadzieścia cztery godziny razem mogą spowodować lekką irytację (ze wzajemnością). W takich przypadkach przydaje się myślenie. Na przykład o tym, że możecie w tym Rzymie kogoś znać. I właśnie w takim momencie przypomniało mi się, że mieszka tu moja koleżanka, która przeprowadziła się pół roku temu z Brazylii do swojego chłopaka i to idealny moment, by się z obojgiem spotkać.
Od Lorenzo, który mieszka w Rzymie 25 lat, dowiedziałem się nieco więcej, niż napisano w Wikipedii. Odpowiedział mi także na moje wszystkie dziwne pytania. Jak się okazuje, Polska i Włochy mają ze sobą wiele wspólnego. Dzięki niemu odkryliśmy także super miejsca z drinami za pół ceny na Zatybrzu.
Pod koniec wycieczki odkryłem, że zwiedzanie wiecznego miasta dla niektórych wcale nie jest tak fascynujące, jak opalanie się przy Morzu Śródziemnym i zbieranie wcześniej wspomnianych muszelek. Okazało się, że mojej mamie plaża spodoba się tak bardzo, że do Ostii będzie chciała przyjechać również na drugi dzień. Co tam Rzym i dwutysięczne budowle, kryjące setki tajemnic antycznej cywilizacji! Palący w nogi piach, słońce i słona woda – tylko tyle wystarczy do szczęścia. La vita è bella!
„La grande perdita della nostra madre”
Wspominałem, że Rzym jest prostym miastem, prowadzą do niego wszystkie drogi i ogólnie ciężko się jest tu zgubić, bo ciągle znajduje się te same miejsca? No właśnie. Warto jednak pamiętać, że ma się obok mamę, która potrafi wykręcić ci numer w najbardziej niespodziewanym momencie. Na przykład zamyślić się i nie wyjść z wagonika metra 😉
Jak można się łatwo domyślić, to się właśnie stało. Problemu by nie było, gdyby nasza mama stosowała się do wskazówek przerażonych synów i wróciła powrotnym pociągiem na właściwą stację. Gdy jednak dowiedzieliśmy się po dziesięciu minutach, że wyszła z metra i jest gdzieś przy Fontannie di Treviii, a potem, że chodzi tak naprawdę o fontannę Barcaccia pod Schodami Hiszpańskimi i zamiast na prawo (jak grzecznie kazaliśmy), mama kieruje się na lewo i idzie w stronę Villa Borghese, zacząłem zastanawiać się, czy jeszcze kiedykolwiek ją znajdziemy… Od razu uspokajam – po kilku telefonach i próbach jej zlokalizowania, mama w końcu się znalazła. Wolę nawet nie myśleć, co by było, gdyby go nie miała (rano planowała zostawić iPhone’a w naszym Airbnb).
***
To nie wszystkie spisane przeze mnie przygody, bo samych ciekawych spostrzeżeń mojej mamy byłoby jeszcze na jeden wpis. Co by jednak nie mówić, wyjazdy z własną matką mają też swoje niezaprzeczalne plusy. Kto by nie chciał wstawać rano, gdy na stole czeka już śniadanie i świeżo zaparzona kawa? Kto by pamiętał o tym, by zabrać wielorazową plastikową butelkę na wodę, czapkę i krem od słońca? No właśnie. Dlatego grazie mille, mamo!
Więcej zdjęć:
Udostępnij ten artykuł, aby inni także mogli go przeczytać!